| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Na ławkę trenerską wrócił po dwóch latach i siedmiu miesiącach. Znany z pracy w Ekstraklasie Piotr Tworek zdecydował się uratować Kotwicę Kołobrzeg przed spadkiem na trzeci szczebel rozgrywkowy. – Największym dylematem było to, czy wbrew wszystkim opiniom zdążymy zbudować solidny zespół i czy piłkarze będą chcieli przychodzić do Kołobrzegu, owianego negatywną prasą – opowiada w rozmowie dla TVPSPORT.PL. Wspomina także o bramkarzu w polu, walkowerze z Górnikiem Łęczna i nie tylko.
Bartosz Wieczorek, TVPSPORT.PL: – Praca w Kotwicy Kołobrzeg to najbardziej hardkorowa misja w pańskiej karierze?
Piotr Tworek, trener Kotwicy Kołobrzeg: – Na pewno bardzo wymagająca pod kątem sportowym i organizacyjnym, ale przypominam sobie początki w Warcie Poznań w 1. lidze, gdzie w krótkim okresie musieliśmy przebudować zespół z taką nutką niepewności, jak to wyjdzie. Tam jednak było więcej czasu, bo był to okres letni, tu mamy drugą rundę i dlatego początki oraz warunki budowania drużyny były trudniejsze. Kotwica jako absolutny beniaminek zbiera doświadczenie, boryka się zupełnie z innymi problemami infrastrukturalnymi i licencyjnymi niż w 2. lidze. Wie, że musi sprostać wymogom prezentowanym przez PZPN, dlatego jest troszeczkę trudniej.
– Pod koniec grudnia Kotwica z powodów problemów finansowych miała zawieszoną licencję i zakaz transferowy. Jak wiele osób odradzało panu przejęcie Kotwicy Kołobrzeg?
– Pojawiały się takie głosy. Można było też w mediach poczytać, że to zły wybór. Zawsze takie decyzje konsultuję z rodziną oraz sam ze sobą. Przeważnie tak jest, że wiele osób, także spoza piłki lub Ci, którzy nie znają mojej historii od środka, mogą mieć inne spojrzenie na daną sytuację jak moja przed podjęciem pracy Kołobrzegu. Takie symptomy odradzające pojawiały się, ale dużo rozmawiałem z rodziną, moim menedżerem Romanem Skorupą. Wspólnie spisaliśmy "za" i "przeciw" i tego pierwszego było więcej. Nie żałuję.
– Niektórzy twierdzili, że jest pan szalony, że decyduje się na posprzątanie bałaganu w Kołobrzegu. Wiemy, jaką reputację w ostatnich miesiącach ma ten klub i jakie problemy sportowe miał przed startem rundy.
– Dla mnie najważniejszą kwestią było to, że Kotwica jest zespołem na poziomie Betclic 1 Ligi. Było kilka innych propozycji z tego szczebla rozgrywkowego. Przed podjęciem pracy w Kołobrzegu byłem na spotkaniu w Chrobrym Głogów. Wcześniej rozmawiałem z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Długo też rozmawiałem z drugoligową Olimpią Grudziądz, to był zaawansowany etap, ale ostatecznie sobie podziękowaliśmy. Prowadziłem rozmowy także z Rekordem Bielsko-Biała i z prezesem Januszem Szymurą. Miałem jednak z tyłu głowy, że poziom pierwszoligowy, to ten, na którym chciałem pracować, dlatego wybrałem Kołobrzeg.
Rozmowy z ludźmi z zarządu, z prezesem Dzikiem o projekcie naprawczym mnie przekonały. Wszyscy w Kołobrzegu zdawali sobie z tego, w jak trudnym momencie jest klub. Większość zaległości zostało spłaconych, kolejne pieniądze spływają na konta. Kłopoty i trudności nadal są, ale wierzę, że one sukcesywnie będą naprawiane i prostowane. Największym dylematem było to, czy wbrew wszystkim opiniom zdążymy zbudować solidny zespół i czy piłkarze będą chcieli przychodzić do Kołobrzegu. Wbrew pozorom sprowadziliśmy naprawdę ciekawych piłkarzy, jak Denys Faworow, Mykoła Musolitin, Wsewolod Sadowski czy Joshua Perez. Możemy tylko żałować, że nie mogliśmy zarejestrować wszystkich piłkarzy, którzy trenowali z nami zimą, bo ten zespół byłby niewątpliwie mocniejszy.
– Pojawiały się w mediach informacje, że prezes Adam Dzik chciałby sprzedać Kotwicę. Czy słyszał pan o takich planach? Mówiło się o inwestorach z Ukrainy.
– Nie, ten temat kompletnie odpada. Na pewno prezes szuka pomocy i współpracy, bo wie, ile pieniędzy wyłożył, a jest to ogromna suma. Wiem, że jest bardzo różnie oceniany, ale awans do 1. ligi to ogromny sukces, który też idzie na jego konto. Jako trener skupiam się na swoich rzeczach. Są ludzie od działań w zarządzie i sztabie. Ja skupiam się na swojej pracy najlepiej jak tylko potrafię.
– Dwa lata i siedem miesięcy poza pracą. Spodziewał się pan, że tak długo czasu spędzi na karuzeli trenerskiej? Wcześniej utrzymał pan Wartę Poznań i Śląsk Wrocław. Nie było propozycji z Ekstraklasy?
– Kiedy zakończyłem pracę w Śląsku Wrocław, nastąpił "boom trenerski" związany z nowym, młodym pokoleniem szkoleniowców. Ten okres bez pracy niebezpiecznie wydłużał się a moja osoba nie była brana pod uwagę przez kluby ekstraklasowe. Doszedłem do wniosku, że skoro przez dwa lata nic się nie pojawiło z tego poziomu, to w trzecim też tak będzie, dlatego realnie podszedłem do sprawy. W naszym zawodzie długi rozbrat z pracą może spowodować zapomnienie w notesach działaczy różnych klubów. To też zaczęło mnie powoli martwić i niepokoić. Wcześniej pracowałem w Kotwicy, znam dobrze ten klub. To tez był jeden z czynników, który zaważył, że wybrałem Kołobrzeg. Nie chciałem schodzić poniżej poziomu pierwszoligowego i nie chciałem już dłużej czekać.
Czas pokazał, że niestety lub stety dla młodej generacji, wskoczenie na karuzelę trenerską nie okazało się takie proste. Z tych wszystkich trenerów, którzy mogą czerpać korzyści z tego okresu, to najlepiej poradzili sobie Adrian Siemieniec i Mateusz Stolarski, a reszta zaginęła w kieracie pracy, doświadczenia, sprostania wszystkich wymogów na poziomie Ekstraklasy. Praca na poziomie centralnym to nie tylko dobry trening, przedstawianie nowinek, fajne opowiadanie o piłce w mediach, ale także wszystkie działania związane z liderowaniem, prowadzeniem zespołu, zażegnaniem kryzysu, zbudowaniem zaufania do danego projektu. Tu w Kołobrzegu te wszystkie etapy i składowe są dwukrotnie utrudnione. Proszę sobie wyobrazić, jak można przytrzymać zespół w 20 ludzi, gdzie tylko 13 było zarejestrowanych przez dwa miesiące, z wielką niepewnością, czy wszyscy nowi zostaną zgłoszeni. Moim zadaniem, jak i całego sztabu było przekonanie wszystkich do tego projektu. Dziś możemy rotować składem, ale każdy wie, że nasze początki były bardzo trudne.
– Początek pana przygody w Kotwicy musiał być trudny, tym bardziej że został pan zaprezentowany kilka dni po śmierci Aleksandra Biegańskiego, który był podstawowym piłkarzem pierwszoligowca. To była wiadomość, która zasmuciła piłkarską Polskę.
– To był najbardziej przykry i uderzający w głębokie nuty moment. Problemy sportowe, organizacyjne, brak licencji, ale przede wszystkim dotknął nas problem ludzki i to zapamiętam na bardzo długo. Wiadomo, że w kwestiach sportowych możemy poradzić sobie za pomocą treningu, powtarzalności, analizy; w kwestiach finansowych poprzez uregulowanie, znalezienie sponsora strategicznego, czy miasto, które pomaga w Kołobrzegu na czele z panią prezydent – to wszystko sytuacje, które można zmienić. W kwestii Aleksandra nie mogliśmy nic zrobić, tylko pogodzić się z Jego stratą. Nie znałem Olka osobiście, nie miałem możliwości z Nim pracować, ale z tego, co się dowiedziałem, był to bardzo dobrym, sympatyczny i lubianym piłkarzem. Zespół chciał uczcić jego pamięć, jadąc na pogrzeb większą liczbą osób niż tylko delegacją.
– Jak wyglądał proces sprowadzania nowych piłkarzy i czy faktycznie było to trudne, biorąc pod uwagę to, że Kotwica nie wypłacała w ostatnich miesiącach na czas swoim piłkarzom?
– Tak, było to trudne. Wielu piłkarzy obawiało się przyjść do Kołobrzegu, zważywszy na całą sytuację i opinię. Na samym starcie założyliśmy sobie, że nie możemy być w kontrze do rozmów. Jeśli ktoś, kogo my prosiliśmy, żeby przyszedł do Kotwicy, stawiał warunki zabezpieczające, rozumieliśmy to. Zaskoczyło nas, że kilku ciekawych piłkarzy od razu weszło w ten projekt. Kilku z poziomu Ekstraklasy wyrażało akces przyjścia do Kotwicy. I muszę nieskromnie powiedzieć, że do dziś dzwonimy do siebie i czuć ciągle żal w głosie, że szkoda, że dwa tygodnie wcześniej się nie udało, bo moglibyśmy tutaj pracować. Nadal mam kontakt z Abdoulie Kahem z ligi senegalskiej czy Maksem Dziubą z Lecha Poznań i wieloma innymi chłopcami, którzy trenowali w Kołobrzegu.
To było dla nas pozytywnym zaskoczeniem, że w tak trudnym momencie potrafiliśmy zbudować zespół. Szatnia zareagowała kapitalnie – zawodnicy, którzy nie byli pewni, że zostaną zarejestrowania, jeździli z nami na mecze, obserwowali i kibicowali z trybun czy szatni, nie będąc pewni swojej przyszłości. To było budujące.
– Wyjazd w trzynaście osób na mecz ze Stalą Rzeszów. Bramkarz Kacper Krzepisz wchodzący do gry z ławki jako piłkarz z pola w starciu z Polonią Warszawa, który zremisowaliście po golu w samej końcówce. Chyba nigdy w pańskiej trenerskiej karierze nie miał pan aż takich dziwnych przygód, które jeszcze nie skutkowałyby porażką?
– Nie, aczkolwiek pamiętam, że gdy trenowałem w Warcie w okresie pandemicznym, przed meczem z Podbeskidziem Bielsko-Biała mieliśmy problem kadrowy, ale był on losowy, niezamierzony działaniami PZPN-klub. To był trudny czas, oby już nie wrócił. W treningu brali udział nawet fizjoterapeuci. Pojechaliśmy tam małą liczbą osób – wygraliśmy w Bielsku 2:1. Drugie takie spotkanie to z Wisłą Kraków, gdzie wygraliśmy u siebie 2:1, nie zrobiłem żadnej zmiany. To były losowe zdarzenia.
Praca w Kołobrzegu to kolejne ważne doświadczenie. Trzeba było z tym sobie poradzić, tak zbudować mentalnie i nastawić na walkę, wiedząc, że będą kłopoty, które trzeba będzie wytrzymać. Chwała zawodnikom, że to zrobili. Piłka nożna to jest sport, gdzie nie tylko umiejętności, ale wiara i przekonanie w sukces muszą być mocną stroną zawodników. Jesteśmy tego przykładem i może mówię to z odrobiną romantyczności i fantazji, ale na pewno to kolejne cenna doświadczenie w mojej pracy trenerskiej.
– Co pan powiedział Kacprowi Krzepiszowi, gdy wchodził na boisko?
– (śmiech)... Wspomniałem mu, czego od niego oczekujemy w kwestiach taktycznych, a w duchu wiedziałem, , że jak strzeli gola, to żeby od razu pobiegł do nas do ławki. Co prawda nie strzelił bramki, ale pośrednio przyczynił się do wywalczenia rzutu karnego. W oczach się widzi, czy zawodnik daje radę, czy wierzy, czy ma obawy. W tamtym momencie iskra w oczach u każdego zawodnika pozwalała mi wierzyć. 99 procent stawiało nas w roli przegranych, natomiast my w trzynastu + sztab wiedzieliśmy, że nie będzie tak łatwo nas pokonać. To dawało takiego kopa do pracy, pomimo wielu trudności.
– O dziwo nie było to najdziwniejsze zdarzenie z udziałem Kotwicy, ono nastąpiło kilka kolejek później. Jak wyglądały kulisy zamieszania w meczu z Górnikiem Łęczna, które zakończyło się walkowerem? Czy gdy wchodził na boisko Nawate, wiedzieliście, że czekają was kłopoty?
– Nie. Na drugi dzień mieliśmy rozmowę w sztabie, że nie możemy sami sobie stawiać kłód pod nogi, zważywszy na trudy walki o utrzymanie. Jako sztab nie możemy być sami dla siebie zagrożeniem. Kompetencje sztabu są dla mnie bardzo istotne, a nie ustrzegliśmy się błędu, który mam nadzieję, że już się nie powtórzy. Wystarczyło zaznaczyć sobie chociażby flamastrem w notesie, czy na kartce zmian, którzy zawodnicy są spoza Unii Europejskiej. Nie byłoby tego tematu, a tak pozostał tylko smutek na twarzach piłkarzy.
Wiem, ile ich to kosztowało – remis z wymagającym rywalem, dziesięć godzin podróży w jedną, a potem w drugą stronę, wszystkie emocje i stres związany ze spotkaniem. Była nawet drobna satysfakcja , bo ten remis dawał nam kolejny punkt. W końcówce Marek Kozioł popisał się świetną interwencją. Byliśmy umiarkowanie szczęśliwi, że znowu nie daliśmy się pokonać silnemu przeciwnikowi, ale ta radość została zmącona na drugi dzień. I to naprawdę zabolało, bo trudno było stanąć przed zespołem i powiedzieć "sorry, panowie". "Sorry" to za mało...
– Jak dowiedzieliście się, że przekroczyliście przepisy? To może być punkt, który może zaważyć o losach utrzymania.
– Oby tak nie było. Trudno się tłumaczyć, bo przecież rejestrując zawodnika, czy wpisując do Extranetu jest rubryka, gdzie wpisuje się paszport i narodowość. Każdy wie w klubie, kto, z jakiego kraju pochodzi i u nas chyba to zamieszanie z kartą Polaka a paszportem u Sadowskiego mogło wprowadzić nas w błąd. Trzeba było pilnować tego przepisu. To był ogromny błąd.
– Gdy z panem krótko o tej sytuacji rozmawiałem, powiedział pan, że to podobny casus, co sytuacja z kierowniczką Legii Martą Ostrowską i Bartoszem Bereszyńskim w nieszczęsnym spotkaniu el. Ligi Mistrzów z Celtikiem. Wiemy, jakie konsekwencje spotkały panią kierownik po tamtym meczu. Czy zostały wyciągnięte jakieś konsekwencje wobec kierownika?
– Powiedzieliśmy sobie w sztabie, że był to ostatni błąd, który nam się przytrafił i już nigdy się nie powtórzy. Pracujemy dalej, zostało nam niedużo czasu. Kalendarz jest intensywny, a na podsumowania przyjdzie jeszcze czas.
– Skoro mówi pan o kalendarzu, to aż czterech z sześciu waszych następnych przeciwników to rywale bezpośrednio zamieszani w walkę o utrzymanie. W tym Warta Poznań, pański były klub. Czy serce się kraje, gdy widzi pan ten zespół w strefie spadkowej?
– Nie, już nie w tym momencie. Te wszystkie wspomnienia nadal są w pamięci, na zdjęciach i tablicach pamiątkowych i na pewno nikt tych pięknych chwil mnie nie zabierze. W rozmowach z Adamem Szałą, moim asystentem z Warty, często wspominamy tamte czasy. Wejście w nowe środowisko powoduje, że nie ma już sentymentu. Trzeba też powiedzieć, że to już zupełnie inna drużyna od momentu, w którym odszedłem. Zostali Jakub Kiełb, Michał Kopczyński, Maciej Żurawski, Wiktor Pleśnierowicz. Moja stara "Swojska Banda" już się rozeszła, ale nadal utrzymuję kontakt, czy np. z Adrianem Lisem czy Michałem Jakóbowskim. To są bardzo sympatyczne rozmowy i telefony.
– Kotwica cały czas czeka na pierwsze zwycięstwo pod pańską batutą. Cztery czyste konta na dziewięć meczów, siedem straconych goli, pięć remisów, bardzo dobre mecze z czołówką ligi. To chyba musi wlewać trochę optymizmu na mecze z dołem tabeli?
– Każdy trener panu powie, że najpierw trzeba skupić się budowaniu zespołu od tyłu. Zważając na to, że powstawała nowa drużyna, przychodzili do nas zawodnicy z różnych "parafii", każdy z różnych systemów grania, musieliśmy od czegoś wyjść. Jeśli chcieliśmy punktować, nie mogliśmy przegrywać meczów. Musieliśmy jak najszybciej wdrożyć solidne podstawy w ustawieniu, w bronieniu w pressingu wysokim i niskim, założeniach taktycznych z piłką i bez piłki, odpowiednio przygotować zespół fizycznie. Myślę, że to zafunkcjonowało, co widać w statystykach. Muszę też zaznaczyć, że mój sztab, choć nie jest rozbudowany – Szymek Kmiecik i Wlodek Arzanov , wykonują kapitalną pracę a nasz trener bramkarzy, Grzegorz Kuźniak nadaje na tych samych falach z doświadczonym golkiperem, jakim jest Marek Kozioł. Kacper Krzepisz także świetnie wygląda na treningach i dobrze sobie radzi z rolą drugiego bramkarza. W każdej chwili jest gotów nam pomóc. To powoduje, że każdemu z rywali gra się przeciwko nam bardzo ciężko.
Sen spędza nam z powiek ta ofensywa. Czeka nas dużo pracy, żeby to poprawić, a nie mamy zbyt wielu czasu. Trzeba jednak zaznaczyć, że drużyny przeciwne, które nie pozwoliły nam na komplet punktów, są solidne w tyłach. Niedawny przykład – Miedź Legnica z dwoma doświadczonymi i solidnymi stoperami – Bartkiem Kwietniem i Adnanem Kovaceviciem. Podobna sprawa z defensorami Wisły Kraków i Arki Gdynia. Na pewno jest nam trudniej kreować sytuacje, które moglibyśmy zamieniać na bramki. Nie jest to żadne usprawiedliwienie. Jestem przekonany, że przyjdzie zwycięstwo, po którym nasza drużyna nabierze pewności siebie w ofensywie. Zaczyna nas to drażnić , ale w pozytywnym sensie tego znaczenia.
– Jeden powód, dla którego Kotwica utrzyma się w Betclic 1 Lidze?
– Na przekór tego, co się w ostatnim czasie u nas wydarzyło i tym sytuacjom, które nas nie złamały, to i przeciwnik nie będzie w stanie nas złamać. Mamy świetną szatnię, którą trzyma Tomek Wełna, nabraliśmy hartu w tych rozgrywkach i to utwierdza nas w wierze i przekonaniu, że ten projekt się uda.
2 - 0
Miedź Legnica
0 - 1
Miedź Legnica
2 - 1
Polonia Warszawa
2 - 3
Znicz Pruszków
0 - 2
Chrobry Głogów
2 - 1
Warta Poznań
1 - 1
Polonia Warszawa
0 - 3
Wisła Kraków
0 - 3
Arka Gdynia
2 - 1
Kotwica Kołobrzeg
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.